Articles for the Month of grudzień 2014

Spacer fotograficzny PhotoPhilics

na zdjęciu autorka bloga, dzięki uprzejmości Milana Barada W Ahmedabadzie przygotowano dla mnie miłą niespodziankę. Zostałam zaproszona do udziału w spacerze fotograficznym śladami najpiękniejszych zabytków i miejsc światowego dziedzictwa Indii. Na początku bardzo sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu, ponieważ wcześniej brałam udział w całodniowej, zorganizowanej przez lokalne biuro podróży wycieczce po Ahmedabadzie. Zupełnie niesłuszne były moje obawy, że będzie nudno. Poza jednym punktem programu nic się nie powtórzyło. Pamiętam swoje pierwsze wrażenie na temat Ahmedabadu, tuż po przylocie do tego miasta. Szczerze? Miasto wydawało mi się dość paskudne. Brudne, zatłoczone, generalnie nieciekawe. Po wycieczce i spacerze fotograficznym zmieniłam swoje zdanie diametralnie. Ahmedabad to miasto z bogatą historią i wieloma miejscami atrakcyjnymi pod względem turystycznym. Jest to piąta co do wielkości aglomeracja w Indiach, wg Forbesa znajduje się na trzecim miejscu najszybciej rozwijających się miast tej dekady. Historia Ahmedabadu sięga XI w n.e., ale swój rozkwit przeżył w XV-XVII w.

Ale jazda – cz.2

xxDSC_1005Dla przypomnienia rzecz się działa w autobusie z Pushkaru do Jodhpuru (odc. 1 z dn. 23.11.2014 r.). Ruszyliśmy. Autobus powoli mijał znane mi miejsca w Pushkarze. Trochę żal było opuszczać to miasto. Tyle tu się działo pięknych rzeczy… Pocieszała mnie myśl, że za to przede mną Niebieskie Miasto, które tak bardzo chciałam zobaczyć. Opuściliśmy granice miasta, no i zaczęło się! Autobus wjechał na polne bezdroża. Jezu drogi, jak trzęsło! Tego nie da się opisać. Dzieci w autobusie zaczęły płakać. Okna uchylone, bo pojazd wypchany był po brzegi. Całą podróż wiatr smagał mi twarz i targał włosy. Od czasu do czasu udawało mi się lekko przymknąć okno, które po chwili i tak sama otwierałam. Przede mną siedział Hindus (wiem, wiem powinnam mówić Indus, ale jakoś mi to nie pasuje), wyglądem nieco odbiegał od pozostałego towarzystwa. W szybie widział moją beznadziejną minę i od czasu do czasu posyłał mi do tej samej szyby uśmiech. Widząc z jak małą prędkością poruszał się pojazd, zapytałam chłopaka, czy aby na pewno dojedziemy do Jodhpuru po 6,5 godzinach. Usłyszałam odpowiedź twierdzącą. Miałam nadzieję, że mówi prawdę, bo nawet i to byłoby za wiele. Przy takich wertepach jak w banku będę mieć chorobę lokomocyjną. To, po czym jechał autobus ciężko było nazwać drogą. To była jakaś ścieżka pomiędzy polami. Zatrzymywaliśmy się w każdej najmniejszej wiosce. Ludzie bez przerwy dosiadali się. Pomocnik kierowcy kiedy już wpuścił kolejnych pasażerów, robił rundkę po autobusie i zbierał pieniądze za przejazd. Nie mam pojęcia dlaczego tego nie czynił przy wejściu. Robiło się coraz bardziej gorąco. Mój radżasthański dziadek wysiadł bez słowa, a na jego miejsce usiadła zawoalowana, chuda kobieta.