Jak poznałam mojego nowego chłopaka

19 lipca 2016 r.
Wstał kolejny dzień w Leh, tym razem ku mojej radości, skąpany w przepięknym słońcu. Mieliśmy zaplanowaną kolejną, dla odmiany po poprzednim dniu, krótką wycieczkę w niedalekie okolice stolicy Ladakhu. W planach był klasztor Spituk, Magnetic Hill, Gurdwara Pathar Sahib, The Hall of Fame i Sangam Point. Na ten i kolejne dwa dni wynajęliśmy innego kierowcę, który na szczęście nie miał na imię Sonam 😀 Altaf był młodym, komunikatywnym, bardzo sympatycznym mężczyzną. Na dodatek tak jak ja, lubił słuchać muzyki podczas jazdy samochodem.
Pierwszym punktem naszej wycieczki był Sangam Point niedaleko wioski Nimmu. Cóż to jest takiego? To położony na drodze wiodącej z Leh do Kargil punkt widokowy, w którym łączą się ze sobą dwie potężne rzeki: Indus i Zanskar. Widok był rzeczywiście niecodzienny. Wyraźnie widać było dwa odmienne kolory rzek. Postanowiliśmy zjechać w dół, by przez chwilę popatrzeć na Indus. Kolejne moje marzenie, by zobaczyć tę rzekę na własne oczy, spełniło się. Każdy z nas już w szkole podstawowej uczył się o tej jednej z najpotężniejszych rzek świata. Dla przypomnienia Indus ma długość 3180 km. W górnym biegu płynie głęboką doliną pomiędzy Himalajami, a Hindukuszem i uchodzi do Morza Arabskiego, tworząc deltę o powierzchni około 8 tys. km². Zatrzymaliśmy się przy przystani, gdzie turyści mogli zafundować sobie atrakcję jaką jest rafting. Spacerując brzegiem rzeki zaczepił mnie starszy pan, oczywiście pytaniem skąd jestem. Na dźwięk słowa Polska uśmiechnął się szeroko i wskazując ręka na siedzącą na murku dziewczynę powiedział – „O! Wspaniale! Moja wnuczka tam była. Odwiedziła Warszawę i Kraków.” Powiem Wam, że to prawdziwa rzadkość w Indiach spotkać kogoś, kto nie dość, że wie gdzie nasz kraj umiejscowić na mapie, to może jeszcze powiedzieć o Polsce coś więcej. Jak się okazało starszy pan przyjechał na wycieczkę do Ladakhu z New Delhi. Był z nim syn z żoną i wspomniana przeze mnie wnuczka. Po krótkiej rozmowie pożegnaliśmy się życząc sobie nawzajem przyjemnej podróży.

Rodzina Wadhwa. Spotkanie na rzeką Indus. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Pojechaliśmy do miejsca, które nazywało się Gurdwara Pathar Sahib. Była to świątynia sikhijska zbudowana w 1517 r. dla uczczenia wizyty Guru Nanaka w Ladakhu. Był to założyciel wiary sikhijskiej, bardzo szanowany przez tybetańskich buddystów, którzy co ciekawe, uważają go za świętego i czczą pod imieniem Guru Gompka Maharaj. Legenda głosi, że Guru Nanak podczas swojej wędrówki, w miejscu gdzie stoi obecnie Gurdwara, wyzwolił lud od nękającego go od lat demona. W świątyni można zobaczyć kamień z odciskami ciała Guru Nanaka i owego demona.

Wejście na teren Gurdwara Pathar Sahib. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Guru Nanak. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Wnętrze Gurdwara Pathar Sahib. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Kolejnym miejscem naszej eskapady było Magnetic Hill. Powiem Wam, dzieją się tam dziwne rzeczy. Fenomen tego miejsca polega na tym, że samochody z wyłączonym silnikiem same jadą pod górę pozornie łamiąc prawa fizyki. Piszę „pozornie”, gdyż udowodniono, że jest to jedynie iluzja. Magnetyczne Wzgórze tak naprawdę wzgórzem nie jest. Brak jest tam punktów odniesienia na horyzoncie, co sprawia, że człowiek postrzega drogę jako idącą pod górę, choć w rzeczywistości jest ona opadająca. To złudzenie optyczne sprawia, że wydaje się nam, iż samochody same podjeżdżają pod górę wbrew wszelkiej logice. Oczywiście są też ludzie, którzy uparcie wierzą w to, że jest to anomalia magnetyczna, bądź spowodowane jest to ciekiem wodnym, mniejszym przyciąganiem ziemskim, czy nawet ingerencją „obcych” 😀 Tak, czy inaczej Magnetic Hill stało się tu niemałą atrakcją turystyczną. Podobnych punktów na świecie jest sporo i możecie spotkać je też w Polsce np. koło Wałcza, w Karpaczu, czy koło Żywca. Co ciekawe, wszystkie te miejsca mają nazwy typu „magiczna”, „czarodziejska”, czy „piekielna” górka. Co by nie myśleć o tego typu zjawisku, jeśli będziecie koło Leh, warto tam pojechać i doświadczyć tego na własnej skórze.

Magnetic Hill. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Magnetic Hill. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Podczas naszej himalajskiej wędrówki odwiedziliśmy miejsce, które już z założenia nie zyskało mojej sympatii. Było to The Hall of Fame, czyli muzeum indyjskiej armii. Było ono poświęcone historii wojen indyjsko-pakistańskich w rejonie Kargil. Nie wiedząc, że jest tam również ekspozycja  prezentująca naturalne i kulturowe bogactwo Ladakhu, odmówiłam Nidhinowi wejścia to tego obiektu. Wystarczyło mi oglądanie czołgów, samolotów i wozów pancernych na zewnątrz. Na szczęście okazało się, że muzeum miało przerwę i było zamknięte. Z tego wszystkiego tam, najbardziej podobał mi się Budda smętnie spoglądający na góry dzielące dwa wrogie kraje.

The Hall of Fame. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Działania armii indyjskiej na terenie okręgu Kargil. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Budda patrzący na Himalaje. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Trochę w rewanżu, trochę z powodu kontuzji kolana, Nidhin odmówił zwiedzenia buddyjskiego klasztoru Spituk. Stwierdził, że nie zdzierży kolejnej tak samo wyglądającej świątyni tybetańskiej.

Klasztor Spituk. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

U podnóża budynku wspólnie obejrzeliśmy latające po okolicy śmigłowce oraz start samolotu wojskowego, który wzniósł się w powietrze niemal z miejsca i przeleciał nad dachem gompy.

Śmigłowiec nieopodal klasztoru Spituk. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Dach klasztorny i samolot armii indyjskiej. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Nie ukrywam, że będąc na miejscu bardzo chciałam zobaczyć klasztor. Położony jest on na wysokości 3307 m n.p.m. Założony został w XI w. i zasadnicza część budynku pozostała w nienaruszonym stanie do dziś. Świątynia jest wielopoziomowa z licznymi dziedzińcami i schodami biegnącymi z zewnątrz do kaplicy znajdującej się na górze, w której stoi posąg bogini Kali. Jest on odsłonięty tylko raz w roku, podczas trwającego tu festiwalu Gustor. W czasie tego święta lamowie noszą na twarzach niesamowite maski i wykonują tańce, zwykle opowiadające o walce dobra ze złem.

Obecnie na terenie klasztoru Spituk przebywa około 100 mnichów. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Nie uwierzycie, ale w momencie kiedy Nidhin zgodził się bym sama wybrała się na zwiedzanie, zobaczyłam powoli idącego po schodach dziadka, którego spotkałam nad Indusem. Nasza radość ze spotkania była niemała. Byłam naprawdę zdziwiona, że jest sam, bez rodziny, która podobnie jak Nidhin, zbojkotowała zwiedzanie klasztoru i pozostała u podnóża wzgórza w samochodzie. Dziadek uparł się, że chce wejść na szczyt, by pokłonić się Kali. Powiem szczerze, ze strony jego rodziny nie było to mądre zostawić starego człowieka samego, zwłaszcza, że już po pokonaniu kilku pięter sapał on jak lokomotywa. Poczułam się w obowiązku pomóc dziadkowi. W drodze na górę jedną ręką wspierał się na moim ramieniu, drugą chwytał balustradę. Stawiał jedną stopę na stopniu i dostawiał drugą, na każdym półpiętrze robił długie przystanki. Wędrówka ta była dla niego jak wejście na Mount Everest. Nie muszę Wam chyba mówić ile czasu to trwało 😉 Cierpliwie dostosowałam się do tego tempa, a drogę umilaliśmy sobie pogawędką. Z dziadkiem rozmawiało się znakomicie. Nazywał się Wadhwa. Z wykształcenia był prawnikiem. Jak potem zobaczyłam w Internecie jego rodzina miała dużą kancelarię adwokacką w New Delhi, a sam Pan Wadhwa prowadził naprawdę imponujące, duże sprawy. Jego syn wykształcił się i zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. Jak to Hindusi mają w zwyczaju, dużo opowiadał o swojej rodzinie, jak i dużo zadawał mi pytań dotyczących mojej rodziny i mojego życia. Z każdą kolejną minutą i kolejną opowieścią lubiliśmy się coraz bardziej. W tak miłej atmosferze dotarliśmy do świątyni na wierzchołku wzgórza, z którego rozpościerał się widok na Indus. Dziadek nie ukrywał wzruszenia gdy wszedł do miejsca, gdzie znajdowała się bogini Kali (był hinduistą). Oczywiście przed drzwiami świątyni trzeba było zostawić buty i wejść do wnętrza boso. Przy wyjściu założenie mokasynów na spuchnięte nogi okazało się nie lada wyzwaniem. Musielibyście zobaczyć miny ludzi, którzy obserwowali scenę zakładania przeze mnie butów staremu Hindusowi. Już sam widok wspólnie nas maszerujących wzbudzał sensację, a co dopiero taka akcja 😀 Hura! W końcu udało się. Mój towarzysz zapalił kadzidełko Bogom i ruszyliśmy w drogę powrotną. Wbrew pozorom zejście na dół nie było prostsze. Nie muszę chyba dodawać, że lekko niepokoiłam się, jaka będzie reakcja Nidhina na tak długą moją nieobecność. Ku mojemu zaskoczeniu, Nidhin powitał nas z uśmiechem, a potem przyznał się, że był dumny z podjętej przeze mnie decyzji.
– To wzruszające, że tak bezinteresownie zaopiekowałaś się tym człowiekiem. – powiedział – Za to m.in. Cię lubię.

Tlące się kadzidełka w klasztorze Spituk. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Mr Wadhwa i ja 🙂 Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Odetchnęłam z ulgą i ruszyliśmy do Leh.

W drodze powrotnej do Leh. Ladakh, Indie 2016 © Magdalena Brzezińska

Kilka dni później, tuż pod granicą z Chinami, nad jeziorem Pangong, budzę się pewnego ranka, patrzę, a tam na podwórku przed budynkiem obok stoi mój dziadek! No szok! Zbieg okoliczności? Ja twierdzę, że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Uściskaliśmy się serdecznie. Podszedł do mnie jego syn z żoną i bardzo mi podziękował za opiekę nad ojcem w Spituk.
– Plesaure is mine – odpowiedziałam z uśmiechem.
Kiedy podeszłam do Nidhina i Altafa, mój kolega powiedział:..
– Widziałaś? Twój nowy chłopak tu jest!
I cała nasza trójka wybuchnęła gromkim śmiechem.
Po powrocie do kraju, tak jak obiecałam, wysłałam mailem mojemu dziadkowi zdjęcia. Niestety, nigdy mi na tę wiadomość nie odpowiedział.

poprzednie posty z tej samej podróży:
http://rajzefiber.cba.pl/zlota-godzina-w-leh/
http://rajzefiber.cba.pl/hemis-i-ranchos-school-w-shey/
http://rajzefiber.cba.pl/wystepy-folklorystyczne-chushot-gongma-ladakh/
http://rajzefiber.cba.pl/festiwal-polo-ladakh-2016/
http://rajzefiber.cba.pl/matho-stok-i-baktriany/
http://rajzefiber.cba.pl/ladakh-kraina-wysokich-przeleczy/
http://rajzefiber.cba.pl/keylong-aklimatyzacja/
http://rajzefiber.cba.pl/w-drodze-do-keylong/
http://rajzefiber.cba.pl/z-hajerem-w-manali/
http://rajzefiber.cba.pl/manali/
http://rajzefiber.cba.pl/dharamsalamcleod-ganj-sladami-dalajlamy-cz-2/
http://rajzefiber.cba.pl/dharamsalamcleod-ganj-sladami-dalajlamy-cz-1/
http://rajzefiber.cba.pl/no-to-jadymy/ 

3 comments on “Jak poznałam mojego nowego chłopaka

  1. Jozefi

    To się nazywa pasja.Teraz wędrując w górach również potrzebowałbym Twojego wsparcia.Świetny epizod.

  2. Ilona Gromulska

    No nie – nie przestajesz mnie zadziwiać. Twoja łatwość nawiązywania przyjaznych kontaktów z Ludźmi wszelkich wyznań nie raz już procentowała. Tym razem, oprócz śladu w sercu, wspaniałą opowieścią. To niesamowity dzień musiał być. Nikt nie powie, że nie ma wyższych sił we Wszechświecie, bo ta historia udowadnia, że są… i działają! Choćby po to, by ktoś pomógł obuć spuchnięte nogi strudzonego wędrowca.
    Piękne zdjęcia – like always. I czarodziejska historia Magnetic Hill.
    Teraz się zastanawiam dlaczego Twój chłopak nie odpowiedział na maila. Być może odpowiedź zna tylko Budda patrzący na Himalaje…

Leave a reply to Rajzefiber Anuluj pisanie odpowiedzi

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.