Articles

Hornbill Festival w Nagaland – 12 wskazówek dla podróżujących

fot. Plemię Chakhesang podczas występu © Magdalena Brzezińska, Nagaland, Indie 2019

fot. Plemię Chakhesang podczas występu © Magdalena Brzezińska, Nagaland, Indie 2019

Nagaland jest jednym z ośmiu stanów Północno-Wschodnich Indii. Spośród nich jest najmniejszym, ale z niezwykle bogatą kulturą i tradycjami. Nagaland zamieszkuje 17 plemion (nazwy ich są na zdjęciu poniżej), które niemalże każdego miesiąca organizują festiwale, stąd często stan ten określa się „krainą festiwali”. Rząd stanu Nagaland, aby zintegrować społeczność plemienną, co roku organizuje Hornbill Festival (Festiwal Dzioborożca). Jest to też doskonała okazja do promocji dziedzictwa kulturowego tego regionu.

Lamayuru – wyprawa motocyklowa

22-23 lipca 2016 r.
Po dwudniowej eskapadzie nad jezioro Pangong potrzebowaliśmy odpoczynku. Żeby zregenerować się, zrobiliśmy sobie jeden tzw.”lazy day”. W planie było spanie do bólu i śniadanie w knajpce na głównej ulicy Leh. Podczas picia obowiązkowej herbaty zastanawialiśmy się jak dotrzeć do kolejnych miejsc godnych odwiedzenia. Nidhin widział jak żywiołowo reaguję na motocyklistów w Ladakhu i doskonale wiedział, że jazda takim pojazdem sprawiłaby mi frajdę. Padła propozycja wynajmu na dwa dni motocykla. Aż mi się oczy zaświeciły ze szczęścia. Przypomniały mi się czasy licealne, kiedy to wraz z paczką przyjaciół podróżowaliśmy wszędzie na motocyklach. Długie włosy powiewające na wietrze, widoczne spod kasku, czarne skórzane kurtki… No wiecie, lans był 😉 I ta wolność! Ech! Tak więc po lunchu wyruszyliśmy na poszukiwanie wypożyczalni. Nidhin trochę obawiał się o kontuzjowane kolano, ale stwierdził, że podejmie wyzwanie. Kiedy w ręku trzymałam dokumenty z wypożyczalni, dosłownie zaczęłam skakać z radości. Teraz trzeba było kupić kierowcy solidniejszą kurtkę, spodnie i rękawiczki. W Leh takich rzeczy nie brakowało. Bez problemu można było nabyć cieplejsze ubranie. Dzień zakończyliśmy tradycyjnie w restauracji i podekscytowani poszliśmy spać, by bardzo wcześnie rano wstać na wyprawę do klasztoru w miejscowości Lamayuru.

Klasztor Thiksey

© Magdalena Brzezińska

18 lipca 2016 r., 20 lipca 2016 r.
Klasztor Thiksey (inne funkcjonujące nazwy to Thiksey Gompa, Tikse, Thiksay) w indyjskim Ladakhu należy do szkoły buddyzmu tybetańskiego gelug (”Żółte kapelusze”). Położony jest na wzgórzu w niedalekiej odległości od Leh, skąd rozpościera się widok na dolinę Indusu. Został zbudowany w XV w. na wzór pałacu Potala w tybetańskiej Lhasie. Ten dwunastopiętrowy kompleks należy do największych w centralnym Ladakhu.

Jak poznałam mojego nowego chłopaka

19 lipca 2016 r.
Wstał kolejny dzień w Leh, tym razem ku mojej radości, skąpany w przepięknym słońcu. Mieliśmy zaplanowaną kolejną, dla odmiany po poprzednim dniu, krótką wycieczkę w niedalekie okolice stolicy Ladakhu. W planach był klasztor Spituk, Magnetic Hill, Gurdwara Pathar Sahib, The Hall of Fame i Sangam Point. Na ten i kolejne dwa dni wynajęliśmy innego kierowcę, który na szczęście nie miał na imię Sonam 😀 Altaf był młodym, komunikatywnym, bardzo sympatycznym mężczyzną. Na dodatek tak jak ja, lubił słuchać muzyki podczas jazdy samochodem.
Pierwszym punktem naszej wycieczki był Sangam Point niedaleko wioski Nimmu. Cóż to jest takiego? To położony na drodze wiodącej z Leh do Kargil punkt widokowy, w którym łączą się ze sobą dwie potężne rzeki: Indus i Zanskar. Widok był rzeczywiście niecodzienny. Wyraźnie widać było dwa odmienne kolory rzek. Postanowiliśmy zjechać w dół, by przez chwilę popatrzeć na Indus. Kolejne moje marzenie, by zobaczyć tę rzekę na własne oczy, spełniło się. Każdy z nas już w szkole podstawowej uczył się o tej jednej z najpotężniejszych rzek świata.

Złota godzina w Leh

18 lipca 2016 r.
Do Leh dotarliśmy około godziny 14.00. W samą porę, ponieważ pałac był otwarty dla turystów do godziny 16.00. Budowę pałacu rozpoczął król Tsewang Namgyal w 1553 r. Na miejsce siedziby wybrano wzgórze Tsemo, wznoszące się nad stolicą państwa – Leh. Podczas budowy wzorowano się na tybetańskim pałacu Potala w Lhasie, zimowej rezydencji władców Tybetu. Prace nad budową obiektu ukończył bratanek Tsewanga, Sengge Namgyal w I poł. XVII w. Pałac ma 9 pięter. Na wyższych piętrach rezydowała rodzina królewska. Znajdowały się tam również świątynie i sala tronowa.
Do roku 1834 pałac był siedzibą królów Ladakhu z dynastii Namgyal. Wtedy to pałac zniszczył lud Dorga, a rodzina królewska przeniosła się do pałacu w Stok (http://rajzefiber.cba.pl/matho-stok-i-baktriany/).

Festiwal Polo – Ladakh 2016

17 lipca 2016 r.

Uwielbiam konie i na mojej liście marzeń zawsze było obejrzenie meczu polo w niecodziennej, górskiej scenerii. Co prawda myślałam o najsłynniejszym festiwalu w okolicach Przełęczy Shandur (w regionie Chitral, w Pakistanie), ale w końcu tradycja polo w indyjskim Ladakhu jest niemalże tak samo długa i silna, o czym za chwilę opowiem. Przed wyjazdem do Ladakhu sprawdziłam w Internecie jakie festiwale odbywają się w terminie mojej podróży. Aż oczy mi się zaświeciły z radości, kiedy na liście zobaczyłam festiwal polo. Był to sześciodniowy festiwal (11-17 lipca 2016 r.) w wiosce Chushot Gongma położonej 13 km od Leh. Oczywiście w pierwszym dniu pobytu w Leh dopytywałam o to wydarzenie. Moja radość była ogromna, gdy dowiedziałam się, że właśnie tego dnia odbywa się mecz finałowy. Nie było innej opcji, musiałam na tym meczu być.

Indie Południowe styczeń / luty 2017

„Nic na świecie nie zdarza się przez przypadek.” Paulo Coelho fot. Raja's Tomb, Madikeri, Karnataka, India, 2017

„Nic na świecie nie zdarza się przez przypadek.”/ 'Nothing in this world happens by chance’ Paulo Coelho. fot. Raja’s tomb, Madikeri, Karnataka, India 2017

Chyba nie zaskoczę nikogo mówiąc, że to była podróż inna niż wszystkie pozostałe. W zasadzie każda z tych siedmiu wypraw do Indii była jedyna w swoim rodzaju. Tę ostatnią jednak wypełniały emocje, od tych skrajnie negatywnych, po takie, które chętnie będę wspominać. Jak być może pamiętacie, zawsze lubię mieć wyjazdy dobrze zaplanowane. Ograniczona czasem, skrupulatnie planuję gdzie chcę być i co zobaczyć. Tym razem wszystko wymknęło się spod kontroli. I bardzo dobrze! W przeciwnym razie, chyba nie miałabym nic ciekawego do opowiedzenia. Po ostatniej, nader ekstremalnej wyprawie w Himalaje, tym razem miało być lajtowo. Wybrzeże Goa i Karnataki, bez gonitwy, pokonywania setek kilometrów, luz-blues, niemalże bierny odpoczynek i ładowanie akumulatorów po dość ciężkich dla mnie ostatnich trzech miesiącach. Rozczarowanie Goa (po raz drugi) było tak ogromne, że uciekłam w głąb kontynentu. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Cudowny region Coorg, fascynujący Mysore, nowoczesne Banglore. Nareszcie poczułam Indie takie jakie lubię. Kolorowe, pachnące przyprawami, smaczne, gwarne i wesołe, różnorodne i ekscytujące. Po prostu moje!

Keylong – aklimatyzacja

114-15 lipca 2016 r.
Do Keylong dotarliśmy około godziny 17-tej. Kolejnym zadaniem do wykonania było znalezienie kwatery jeszcze przed zachodem słońca. Okazało się, że nie było to wcale takie łatwe. Na nasze pytania o nocleg, często słyszeliśmy odpowiedź: nie ma wolnych pokoi. Zauważyliśmy, że z podobnym problemem boryka się idąca za nami para Hiszpanów. Główna ulica powoli kończyła się, a wolnej i taniej kwatery nie było. W końcu na horyzoncie pojawiły się piętrowe hotele pomalowane na różowo i niebiesko. Mój partner i Hiszpan postanowili pójść na zwiady, by dowiedzieć się, czy jest szansa na nocleg. Zostałam z Hiszpanką przed budynkiem. Generalnie gadka się nie kleiła, rozmawiałyśmy o małym kotku wspinającym się po jabłonce 😛 Dzięki Bogu chłopaki szybko przyszli z powrotem i co najważniejsze, z dobrą nowiną. Są pokoje! Nidhin wynegocjował niezłą cenę jak na takie lokum mówiąc, że Hiszpanie i ja to jego przyjaciele. Dla czterech osób właściciel dał upust. Turyści z Europy byli mu bardzo wdzięczni 🙂 Odetchnęłam z ulgą, że mamy gdzie spać. Nidhin z kontuzjowanym kolanem, dźwigający tak naprawdę dwa plecaki (swój i drugi ze sprzętem fotograficznym) tylko jęknął na myśl, że ma się wspiąć na ostatnie piętro. Dał radę. Pokój był bardzo duży, duża łazienka, tv, normalnie high life!

W drodze do Keylong

14 lipca 2016 r.
Powiadają, że „kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”. Tym razem powiedziałabym: „kto rano wstaje ten się g… wyśpi”. O 7.00 miał odjechać autobus do Koksar. Miał, ale tym razem nie odjechał. Nie było wyjścia, trzeba było wynająć taksówkę. Rupie płynęły wartko niczym woda w rzece Beas. Koksar miał być naszym pierwszym przystankiem na słynnej trasie The Leh – Manali Highway. Wieś położona jest w odległości 70 km od Manali i 50 km za pierwszą przełęczą Rohtang (3980 m n.p.m.).

Indie, lipiec 2016 © Magdalena Brzezińska

Zaczynamy podróż w kierunku Ladakhu. Indie, lipiec 2016 © Magdalena Brzezińska

Z Hajerem w Manali

0113 lipca 2016 r.
Trudno o zły humor, kiedy się przebywa w towarzystwie Hajera*. Kolejny dzień w Manali postanowiliśmy spędzić wspólnie: Hajer, Nidhin i ja. Plan był taki, że wynajmujemy na cały dzień taksówkę i we trójkę eksplorujemy okolice. Dotarliśmy do centrum Old Manali. Na mostku z flagami modlitewnymi, malowniczo położonym na rzece Beas, postanowiliśmy zrobić pierwsze zdjęcia. Wzięłam do ręki mojego Nikona. Pstrykam, pstrykam, a w wizjerze czarno. Aparat ani drgnie. Patrzę – nie mam baterii, została w ładowarce w pokoju. Oczywiście zapasowej nie miałam. Panowie byli na tyle uprzejmi, że bez problemu pozwolili mi na powrót do pokoju. Hajer usiadł jak basza na murku nieopodal rzeki, a ja i Nidhin łapaliśmy rikszę, by wrócić do guest house’u. Wściekła byłam na samą siebie niemiłosiernie. Jednak nie wyobrażałam sobie, by nie mieć aparatu podczas całodniowej wycieczki. Odległość nie była wcale taka mała, więc trochę to potrwało zanim wróciliśmy do czekającego na nas Hajera. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, więc odetchnęłam z ulgą. Po drodze kupiliśmy kanapki na śniadanie w przydrożnym barze.