Articles

3500 schodów do nieba

Palitana Jeśli zapytacie mnie o najpiękniejsze miejsce w Indiach, bez zastanowienia odpowiem Palitana (stan Gujarat). Tak, tak, nie Waranasi, nie Agra, nie Puszkar, a właśnie pielgrzymka na świętą górę dżinizmu, to moje najpiękniejsze wspomnienie, jak do tej pory, z tego kraju. Pewnie dziwicie się dlaczego piszę o tym dopiero po 1,5 roku. Może dlatego, że chciałam jak najdłużej te chwile zostawić tylko dla siebie? 😉 W Palitanie, zwanej „Miastem Świątyń” zatrzymałam się z Milanem w domu wdowy po jego bracie, mieszkającej ze swoimi ślicznymi, dwiema córkami, Nini i Brindą w piętrowym domku z małym ogrodem. Czułam się z nimi znakomicie, może kiedyś o tym napiszę więcej. Po śmierci brata, na Milanie spoczęła opieka nad jego rodziną, w tym również finansowa. Po zwiedzeniu świątyni Hastagiri przyszedł czas na wypoczynek. Dostałam mega wielkie łoże na piętrze, ale długo nie dane mi było pospać. Pobudka była przed czwartą rano, by wschód słońca podziwiać ze szczytu góry Shatrunjaya. Dlaczego? Już Wam wyjaśniam.

Zachodzące słońce nad dżinijską świątynią Hastagiri

HastigriJadąc z Milanem do jego rodzinnego miasta Palitany (stan Gujarat) nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mnie tam spotka, co zobaczę i jakie to zrobi na mnie ogromne wrażenie po dziś dzień. Z Ahmedabadu dojechaliśmy na miejsce po południu. Jeszcze tego samego dnia ponownie wsiedliśmy do czerwonego pick-up’a, by przemierzyć kolejne 50 km do Hastagiri, gdzie na wzgórzu znajduje się dżinijska świątynia Hastagiri Jain Tirth.
Okolice te są świętymi miejscami dla wyznawców dżinizmu, celem wielu pielgrzymek. Początki tej jednej z najstarszych tradycji religijnych i filozoficznych w Indiach, starszej od buddyzmu, sięgają VII–VI w. p.n.e. Nazwa dżinizm pochodzi od słowa dżina, czyli „zwycięzca”, i odnosi się do duszy, która pokonała swoich „wewnętrznych wrogów”, osiągając stan wyzwolenia. Za twórcę tej religii uważany jest Parśwanatha. Dżiniści uznają go za dwudziestego trzeciego tirthanakara dżinizmu (sanskr.”budowniczy mostów” prowadzący do nirwany). Wardhamana Mahawira (dwudziesty czwarty z tirthankarów), żyjący w VI w. p.n.e. rozwinął nauki Parśwy i opracował tzw. pięć małych przykazań (anuvratas) obowiązujących wyznawców tej religii do dziś. M.in. takie zasady moralne jak niekrzywdzenie istot żywych, czy wegetarianizm, które tak bardzo kojarzą się z Indiami, to właśnie reguły dżinizmu.

Moje święto Holi w Indiach

Od wielu, wielu lat marzyłam, by najbardziej kolorowe na świecie święto „Holi” spędzić w Indiach. W 2007 roku przyjechałam do tego kraju o jeden dzień za późno. Mogłam już tylko zobaczyć wszechobecne na ulicach, ubraniach, a nawet na zwierzętach farby. W ubiegłym roku postanowiłam zrealizować to swoje marzenie i celowo wybrałam termin przylotu 5 marca, na dzień przed rozpoczęciem festiwalu kolorów.

Tak się bawi, tak się bawi Brzezińska :D Holi, 6 marca 2015 r., Ahmedabad, Indie © Magdalena Brzezińska

Tak się bawi, tak się bawi Brze-ziń-ska 😀 Holi, 6 marca 2015 r., Ahmedabad, Indie © Magdalena Brzezińska

Kutch – tradycje wciąż żywe

8 marca 2015 r., w Międzynarodowy Dzień Kobiet, po zwiedzeniu pałacu maharadży „Vijaya Vilas Palace” w Mandvi, w towarzystwie moich indyjskich przyjaciółek i naszego dzielnego kierowcy ruszyłam w dalszą drogę po Kutch. Ostatnim etapem tej podróży miała być wizyta w wiosce słynącej z przepięknych haftów. Hafciarstwo w tym regionie to tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenia. Styl haftowania nie jest jakby się wydawało jednorodny. Z tego co przeczytałam w sieci, najbardziej znane są style: Suf, Khaarek, Paako, Rabari, Garasia Jat i Mutava. Różnią się one wzornictwem, stosowanymi motywami i techniką wykonania. Wieś, do której jechałyśmy była położona między Mandvi, a Bhuj. Niestety nazwy jej nie znam. Nie należy ona jednak do miejsc odwiedzanych przez turystów jak Hohka, czy Dhoro, nie znajdziecie jej w programie organizowanych wycieczek po szlakach związanych z rękodziełem w Kutch.

Kutch, Indie © Magdalena Brzezińska

Ależ fajna babka! A ta biżuteria! Kutch, Indie © Magdalena Brzezińska

Kolorowe pola Kutch

xx2Kutch, kraina leżąca na skrzyżowaniu wielu kultur i społeczności dla mnie zawsze będzie kojarzyć się z kolorami i cudownymi jej mieszkańcami. Różnorodność rękodzieła i tradycji artystycznych, to efekt wędrówek przez te tereny ludzi z Afryki, Bliskiego Wschodu i północy, jak również kupców przybywający statkami z zachodu do lokalnego portu Mandvi. W poprzednim poście przybliżyłam Wam techniki tkania materiałów w Kutch, tym razem opowiem o niezwykłym sposobie tworzenia na nich wzorów przy pomocy pieczęci.

Tatka tka i matka tka…

20Region Kutch w indyjskim stanie Gujarat słynie między innymi z niesamowicie pięknych, ręcznie wyrabianych tkanin. Będąc po raz pierwszy w tej części Indii zabrakło mi już czasu na odwiedziny owej kolorowej krainy. W marcu br obiecałam sobie nadrobić te zaległości. Wyprawa była dość karkołomna, ponieważ w dwa dni przemierzyłam około 900 km, co jak na warunki indyjskie i lokalne drogi nie jest proste. Nie udałoby mi się tego dokonać, gdyby nie pomoc mojej koleżanki Prabhy i jej męża Jayesha. Przygotowali dla mnie optymalną trasę, samochód, kierowcę i nocleg. W podróży towarzyszyła mi Prabha, jej siostrzenica, a później w Mandvi dołączyła do nas nasza druga wspólna koleżanka z Ahmedabadu. Pierwszym przystankiem była wieś Bhujodi, słynąca z rękodzieła.

Rajzefiber w Polskim Radio PiK – Indie

Udaipur, Magda Brzezińska Po powrocie z trzeciej podróży do Indii jaka miała miejsce w listopadzie 2014 roku, zostałam ponownie zaproszona do Polskiego Radia PiK. Była to sympatyczna, luźna rozmowa z red. Tomkiem Kaźmierskim, taka niemal „na gorąco”.
Audycja została wyemitowana w dwóch odcinkach w ramach magazynu turystycznego „Na szlaku” tj. 18 i 25 stycznia 2015 r.
Zapraszam do wysłuchania nagrania, zwłaszcza te osoby, które nie miały okazji posłuchać programu na żywo.
Nagraną audycję możecie odtworzyć z poniższego linku:

http://www.radiopik.pl/public/58/69.mp3

lub bezpośrednio ze strony internetowej Polskiego Radia PiK, gdzie możecie też zobaczyć zrobione przeze mnie zdjęcia z indyjskiego Rajasthanu i Gujaratu:

http://www.radiopik.pl/58,69,magdalena-brzezinska-znow-w-indiach

Oczywiście są to moje bardzo subiektywne wrażenia i opinie, jak i cały mój blog 🙂

Thepla – przepis kulinarny

1Goszcząc w stanie Gujarat często serwowano mi chlebek o nazwie thepla. Jest to bardzo charakterystyczna potrawa dla tej części Indii. Może być ona daniem sama w sobie, bądź, co jest bardziej powszechne, dodatkiem do innych dań. Chlebek jadałam często w ulicznych barach, jak i miałam okazję robić go z moją indyjską koleżanką w jej domu. Thepla smaczna i pikantna, a przyrządzanie jej nie jest skomplikowane, stąd postaram się nauczyć Was jak zrobić ją samodzielnie.

Perły architektury islamu

Meczet Rani Sipri © Magdalena Brzezińska

Meczet Rani Sipri

Ahmedabad.
Skąd pochodzi nazwa tego miasta? Było ono nazwane na cześć sułtana Ahmeda Shaha I w 1411 roku, kiedy to zostało stolicą Sułtanatu Gujarat. Podczas sułtanatu oraz panowania mogolskiego powstały tu prawdziwe perły architektury islamu.

Ale jazda – cz.2

xxDSC_1005Dla przypomnienia rzecz się działa w autobusie z Pushkaru do Jodhpuru (odc. 1 z dn. 23.11.2014 r.). Ruszyliśmy. Autobus powoli mijał znane mi miejsca w Pushkarze. Trochę żal było opuszczać to miasto. Tyle tu się działo pięknych rzeczy… Pocieszała mnie myśl, że za to przede mną Niebieskie Miasto, które tak bardzo chciałam zobaczyć. Opuściliśmy granice miasta, no i zaczęło się! Autobus wjechał na polne bezdroża. Jezu drogi, jak trzęsło! Tego nie da się opisać. Dzieci w autobusie zaczęły płakać. Okna uchylone, bo pojazd wypchany był po brzegi. Całą podróż wiatr smagał mi twarz i targał włosy. Od czasu do czasu udawało mi się lekko przymknąć okno, które po chwili i tak sama otwierałam. Przede mną siedział Hindus (wiem, wiem powinnam mówić Indus, ale jakoś mi to nie pasuje), wyglądem nieco odbiegał od pozostałego towarzystwa. W szybie widział moją beznadziejną minę i od czasu do czasu posyłał mi do tej samej szyby uśmiech. Widząc z jak małą prędkością poruszał się pojazd, zapytałam chłopaka, czy aby na pewno dojedziemy do Jodhpuru po 6,5 godzinach. Usłyszałam odpowiedź twierdzącą. Miałam nadzieję, że mówi prawdę, bo nawet i to byłoby za wiele. Przy takich wertepach jak w banku będę mieć chorobę lokomocyjną. To, po czym jechał autobus ciężko było nazwać drogą. To była jakaś ścieżka pomiędzy polami. Zatrzymywaliśmy się w każdej najmniejszej wiosce. Ludzie bez przerwy dosiadali się. Pomocnik kierowcy kiedy już wpuścił kolejnych pasażerów, robił rundkę po autobusie i zbierał pieniądze za przejazd. Nie mam pojęcia dlaczego tego nie czynił przy wejściu. Robiło się coraz bardziej gorąco. Mój radżasthański dziadek wysiadł bez słowa, a na jego miejsce usiadła zawoalowana, chuda kobieta.