Doskonale zdaję sobie sprawę, że ten temat może być przysłowiowym kijem włożonym w mrowisko, ale co tam, nikt nie powiedział, że ma tu być wyłącznie słodko, gładko i różowo. W końcu w podtytule bloga podkreślam mój subiektywizm.
Szlag mnie jasny trafia jak słyszę określenia naszych kochanych rodaków na temat Hindusów (i nie tylko) pt.: „brudasy”. Oby Polacy byli tylko tak czyści jak oni! Tymczasem wystarczy latem wsiąść do środków komunikacji miejskiej w Polsce – bleee… A miejsce takie jak szpital, czy przychodnia, gdzie każdy kto ma choć trochę wstydu wie, że wypadałoby się umyć przed badaniem lekarskim? Ależ gdzie tam! Przez kilkanaście lat odwiedzając w pracy tego typu przybytki, nawąchałam się niejednego, a mówiąc prosto z mostu – smrodu. Zanim zaczniemy oceniać inne narody warto poprawić braki w tej dziedzinie na własnym „podwórku”.
No dobrze, to w takim razie jak to jest w Indiach? Faktycznie, ulice często wyglądają fatalnie. Czysto nie jest, a kosz na śmieci to rzadkość. Choć jak przyjrzymy się tej kwestii bliżej, to też znajdziemy stosowne uzasadnienie, ale tym tematem zajmę się może innym razem.
Ale nie o takiej to czystości chciałam pisać. Mam tu na myśli po prostu higienę osobistą. Hindusi się „mega” czyści. Pucują się kilka razy dziennie, bez względu na status społeczny i zasobność portfela. Niejednokrotnie prysznic stanowi butelka wody i kawałek chodnika. Widok myjących się ludzi jest tu na porządku dziennym. Kobiety myją swe piękne, czarne włosy. Kąpią się dzieci, kąpią i młodzi, kapią się starzy.
Obmywanie ciała również bywa związane z religią. W islamie do codziennych obowiązkowych rytuałów należy modlitwa, odmawiana pięciokrotnie w ciągu doby. Poprzedzona jest obowiązkową ablucją, czyli obmywaniem ciała w odpowiedniej kolejności (Wikipedia):
- trzykrotne umycie dłoni do nadgarstków
- trzykrotne przepłukanie ust
- trzykrotne przepłukanie nosa (wciąganie wody z prawej ręki i wydmuchiwanie do lewej)
- trzykrotne mycie całej twarzy
- trzykrotne mycie rąk do łokci (najpierw trzykrotne obmycie prawej ręki, następnie lewej)
- zwilżenie włosów (natarcie wodą głowy od czoła w kierunku czubka głowy)
- mycie uszu, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz (najpierw prawe ucho, następnie lewe)
- trzykrotne mycie nóg, do kostek włącznie (najpierw prawa, później lewa noga)
Również w hinduizmie są kąpiele rytualne, zwłaszcza te w świętej rzece Ganges. Przypisuje się im moc usuwania wszelkich skaz oraz przewinień, moc uwalniania od chorób i dolegliwości.
Mieszkańcy Indii dbają też o czystość zębów i to niejednokrotnie w dość szczególny sposób. Pewnego dnia w Mandawie bacznie przyglądałam się pewnemu mężczyźnie, który mył zęby patykiem. Patyk na końcu był rozczapierzony jak miotełka, a delikwent bez zażenowania demonstrował tę niezwykłą dla mnie technikę porannej toalety. Okazało się, że nie był to zwyczajny patyk. Pochodził on z drzewa neem, mającego szczególne właściwości. W Polsce drzewo to znane jest pod nazwą Miodla indyjska (Azadirachta indica). Ma ona właściwości antybakteryjne, przeciwgrzybiczne, a nawet antywirusowe. Często stosowana jest jako składnik mydeł, szamponów, kremów i past do zębów.
A propos past do zębów. Dwukrotnie z indyjskich podróży przywoziłam do domu pastę do zębów marki Himalaya. Była to pasta ziołowa, między innymi z dodatkiem neem. Kolor za przeproszeniem „kupy” nie zachęcał do mycia, ale po przełamaniu tego oporu okazywała się rewelacyjna. Niedawno w polski hipermarkecie kupiłam kilka rodzajów tej pasty, ale dostosowanych już do europejskiego klienta w białym kolorze. Ale jak mam być szczera, to już nie jest to samo co ta oryginalna.
Inną podpatrzoną tam techniką mycia zębów jest czyszczenie ich mieszanką węgla z wodą. Tak jak na poniższym zdjęciu:
Padło też słowo „kupa”, więc może jedno zdanie na temat toalet w Indiach. Klasyczne WC to po prostu otwór w podłodze z podestem na stopy. Tak więc swoje potrzeby robi się na tzw. narciarza. W miejskich szaletach nie uświadczy się papieru toaletowego, gdyż do tego celu używa się wody i lewej ręki. Powiem szczerze, że w tej strefie klimatycznej i przy takim stanie kanalizacji jaki jest w Indiach nie jest to głupie. Oczywiście w lepszych hotelach znajdziecie tu to samo co w europejskich toaletach.
Wracając do naszych czyściochów, nie tylko zęby, włosy i skóra są nienagannie czyste. Czyste jest też ubranie. Biała koszula jest naprawdę biała.
Przepięknym widokiem są Hinduski piorące w rzekach swe wielobarwne sari. Piorą je często bez dodatków chemicznych, po prostu tłukąc materiał o kamień lub używając tary, tak jak robiły to nasze prababki.
W większych miastach gołym okiem widać ogromne pralnie, gdzie w betonowych boksach pierze się ubrania i inne tkaniny. Zazwyczaj robią to mężczyźni. Pranie błyskawicznie schnie w promieniach palącego słońca.
Jeśli już mówimy o higienie, to warto powiedzieć o męskim goleniu. U nas w zakładach fryzjerskich golenie przeszło do lamusa, a brzytwa jest wręcz zakazana. W Indiach fryzjerzy golą swoich klientów aż miło. W Hospet, na południu Indii widziałam nawet jednookiego golibrodę. Powiem szczerze na sam widok obleciał mnie strach! 😀
Zakłady fryzjerskie są tam wszelakiej maści. Od tych ekskluzywnych począwszy, po prymitywne, takie z lustrem i krzesłem na ulicy skończywszy.
Tak naprawdę to brudne widziałam jedynie niektóre dzieci. Ale kto z nas w dzieciństwie nie był? A jak dziecko brudne, to podobno szczęśliwe. Prawda?
Jak zwykle niesamowita, barwna lekcja kultury! I temat rzeczywiście nawet nie dawno zasłyszany w rozmowie. Piękne zdjęcia. 🙂
Dziękuję!
Ooo, a co mówiono?
Toalety z dziurą w podłodze widziałam w szwajcari i francji. Jest to bardziej higieniczne i ńikt się tam nie zasiedzi 🙂
Słusznie 😀
A ja jeszcze w Japonii – w sąsiednich kabinach są ultranowoczesne kibelki z podgrzewanymi deskami, wodą, co myją i suszą (nas) – dla młodszego pokolenia oraz dziury, czyli „japanese style toilet” (chociaż też z ceramiczną obudową) – dla starszych, przywiązanych do tradycji (w tej kwestii) osób. Paniom w kimonach zdecydowanie łatwiej kucnąć nad taka dziurą 😛
Nie mówiąc już o Rosji, Białorusi, itd.. gdzie „narciarz” to podstawa 🙂
Pamiętam jak Piotr Żyła o nich opowiadał, nomen omen narciarz 😀
Cieszę się, że mam w tym temacie sojusznika 🙂
pozdrawiam
Tak wnikliwej analizy spełniania potrzeb higienicznych było nam potrzeba.Doniesienia medialne tendencyjnie poniżają wszystkich o odmiennej kulturze dla niskich pobudek patriotycznych.Będąc w krajach arabskich,dziwiło mnie,iż w publicznych toaletach z wyposażeniem tradycyjnym tj,wężyk lub wiaderko z wodą -zawsze było czysto,jedynie mokro.Tymczasem ogólnodostępne WC w „europejskich „hotelach,nie rzadko przypominały bardziej śmietnisko / jak trudno wrzucić papier do pojemnika …-łatwiej do umywalki !!! /.
Jasne,że warunki sanitarne na Subkontynencie są trudne ale społeczna świadomość i praktyka w zakresie higieny bez wątpienia nas przewyższa.
Któż to w tak pięknej sukience i z brylantową kolią dobija się do męskiej toalety ?…..
Ciekawy pomysł na temat, interesująco przedstawiony, zdjęcia ładne, a szczególnie 7 od góry(pomijając pastę do zębów). Pozdrawiam
dziękuję 🙂
emocjonujący temat! rozemocjonowana Autorka i słusznie „zaczepny” tytuł 😉
Wierzę, bo mówisz ale coś tam we mnie krzyczy stereotypowo. Jakiś program tv ślad swój wyrył o strasznie brudnej rzece Ganges, niebezpiecznej wręcz epidemiologicznie, tzn. epidemią grożącej – tym samym w wielką wątpliwość poddający słuszność zażywania w niej rytualnych – niech będzie nawet – kąpieli!
Zdjęcia ekspertów dentystycznych przyjmujących pacjentów na chodnikach też jakoś specjalnie estetycznie nie wyglądają i niepokój lekki wprowadzają w świadomość europejczyka przyzwyczajoną do słuszności zalewania chlorem tego i owego bakteriotwórczego.
Chętnie o Twych Indiach czytam, zdjęciami się raczę ale podróż taka też jakoś niehigienicznie mi się kojarzy.
To jak to jest?
I – żeby nie było, że kocioł garnkowi przyganiał – nasz swojski, polski bród też widzę. Po wizycie w jakiejkolwiek służbie zdrowia, urzędzie, czy innym miejscu użyteczności publicznej ulżyć natręctwu umycia rąk muszę, bliźnich zdarza mi się czuć nawet w poniedziałkowe biurowe poranki, po podróży pociągiem /dzisiejszej np./ wykąpać się muszę a rzeczy wszystkie wyprać, bo bleeee tragiczne, a już prawdziwym smutkiem mnie napełnia niemożność skorzystania z pobliskiego mi lasku w celach rekreacyjnych, gdyż bywa, że więcej w nim śmiecia niż zieleni.
Dlaczego zatem Indie tak brudno nam się kojarzą?
No cóż… masz prawo mieć takie mieszane odczucia…
Co do Gangesu – dla Europejczyka taka kąpiel, a zwłaszcza łyk wody może skończyć się różnie. Rzeka jest brudna, pływają tu skremowane prochy i nie tylko. Taki cmentarz w odmętach bogini Gangi… a do tego ścieki z fabryk, garbarni itd. Ale…wody tej rzeki mają niespotykaną właściwość – bakterie giną tu trzy razy szybciej niż w innych rzekach. Dzieje się to podobno za sprawą srebra i innych minerałów oraz wysokiego poziomu tlenu w wodzie. Stąd też tubylcy uodpornieni na tamtejszą florę bakteryjną mogą w niej kapać się, a nawet ją pić. Największym zagrożeniem są ścieki chemiczne, więc nie wiadomo jak długo jeszcze będą mogli to robić…
Co do stanu czystości ulic nie będę tematu rozwijać, o czym już wspomniałam. Długo by dyskutować. Kłania się tu liczebność populacji, zniesienie systemu kastowego, szybki rozwój przemysłu etc. Ale obejrzyj proszę film o slumsach w Mumbaiu. Ludzie mieszkają tam w tragicznych warunkach, a jak uczniowie idą do szkoły – nigdy byś nie powiedziała, że te dzieci nie wiedziały na oczy łazienki! I o tym własnie piszę, o ich osobistej higienie, pomijając to co wokół…
:))) dziękuję
To ja dziękuję, za obecność tutaj i ciekawy komentarz.
Z Indiami tak już jest: albo je kochasz, albo nienawidzisz…ciężko być obojętnym 🙂
Kurcze, Magda, jakbym czytała własne posty – dokładnie te same myśli miewam i podobny szlag mnie trafia 🙂
Jak już się zorientowałaś – bardzo lubię Himalayą traktować zęby, a neem to ratunek dla mojej trudnej skóry.
I również byłam oglądać pranie na Mahalaxmi Dhobi Ghat 🙂
Buziaki, A.
nice picture 🙂
thank you 🙂
Tak właśnie jest. I brązową pastę Himalaya też przywiozłam. 🙂