Czas płynie nieubłaganie… Minęło już wiele miesięcy od mojego powrotu z Pakistanu. Trudno zatem mówić o wrażeniach na gorąco, ale mimo upływu czasu wspomnienia nadal są żywe. To, że chciałam kiedyś wrócić do tego kraju było pewne, natomiast decyzja o wyjeździe w lipcu ubiegłego roku była bardzo spontaniczna. Organizacja wyprawy ruszyła z kopyta pod koniec maja. Jak zwykle największym problemem było uzyskaniem wizy. Pozwólcie, że przemilczę szczegóły dotyczące tej kwestii, być może kiedyś do tego powrócę w opowieściach. Wiadomość o otrzymaniu wizy dostałam dosłownie na 4 dni przed planowanym wyjazdem. Tak więc wiara w „niemożliwe” opłaciła się. Zaczęło się gorączkowe szukanie biletu lotniczego, pakowanie i w końcu wyjazd do ambasady w Warszawie. Wszystko dosłownie w ciągu jednej doby. Powiem Wam było warto!
Z Polski do Pakistanu leciałam przez Katar tak jak poprzednio w 2013 r., ale tym razem lądowałam w Islamabadzie, w którym zabawiłam nadspodziewanie długo. Ponownie odwiedziłam Lahore i okolice Multan w środkowym Pendżabie. Nowym, ekscytującym przeżyciem był pobyt w górach, w stanie Gilgit-Baltistan. Zobaczenie Karakorum, skupiska ośmiotysięczników było od dawna moim marzeniem. Bajeczne widoki, nowi ludzie. To był cudownie spędzony czas.
Podsumowując ten wyjazd nie będę oryginalna w tym co powiem, powtórzę dokładnie to samo co mówiłam po powrocie z pierwszej podróży do tego kraju. Pakistan to przede wszystkim cudowni, przyjacielscy, życzliwi i gościnni LUDZIE. Z nieukrywaną radością spotkałam się z przyjaciółmi sprzed lat, ale również i tym razem poznałam mnóstwo wspaniałych, wcześniej nieznanych mi Pakistańczyków. Nie od dzisiaj wiem, że mam szczęście do ludzi. Ekscytującym jest poznawanie nowych miejsc, zwiedzanie zabytków, podziwianie cudów natury, ale kontakt z ludźmi z innych krajów, często różniących się religią, kolorem skóry, zwyczajami – jest bezcenny. W podróżach to właśnie cenię sobie najbardziej. Cieszy mnie też fakt, że jestem oceniana przez cudzoziemców jako miły, nieuciążliwy gość, taki jak to określają „fexible”, za obecnością którego tęskni się już w godzinę po rozstaniu. Oczywiście i ja zawsze mocno jestem zżyta z rodzinami, które mnie goszczą. Przebywanie w domach z tubylcami jest nieporównywalnie ciekawsze od nocowania w hotelach, czy guest house’ach. W ten sposób poznaje się życie w danym kraju „od podszewki”. Pakistańczycy z radością oferują pobyt w swoich domach. Nigdy w życiu nie poznałam bardziej serdecznego i gościnnego narodu.
Chcąc się w jakimś, choć niewielkim stopniu odwdzięczyć Pakistańczykom, od lat staram się poprzez publiczne wystąpienia i artykuły na tym blogu pokazać Polakom piękno tego odległego i tajemniczego kraju oraz przekonać jak cudowni zamieszkują go ludzie. Nadal będę to robić z zaangażowaniem i przyjemnością.