Sri Lanka słynie nie tylko z uprawy herbaty, ale i z największej ilości słoni przypadającej na jednego mieszkańca. Wyspę zamieszkuje słoń cejloński (Elephas maximus maximus). Jest to podgatunek słonia indyjskiego ((Elephas maximus), zagrożony wyginięciem. Jest on mniejszy od słonia afrykańskiego, łatwo go rozpoznać po mniejszych uszach. Samce, większe od samic, osiągają do 310 cm wysokości w kłębie, długość ciała to 550-640 cm, ciężar do ok. 5 t. Większość słoni na Cejlonie żyje na wolności. Możemy je spotkać na terenie parków narodowych: Udawalawe, Yala, Lunugamvehera, Wilpattu oraz Minneriya, ale również poza obszarami chronionymi.
W sierpniu 2011 ruszył pierwszy państwowy spis słoni na Sri Lance. Wcześniej było to niemożliwe ze względu na wojnę z Tamilskim Tygrysami. Spis miał na celu zgromadzenie informacji, które umożliwią rządowi stworzenie programu ochrony zmniejszającej się populacji tych zwierząt. Słonie były ofiarami toczącej się na Sri Lance do 2009 r. wojny. Były często ofiarami min przeciwpiechotnych. W latach 1990-1993 w sumie zginęło 165 dzikich słoni wskutek obrażeń postrzałowych. W 1994 r. co najmniej 96 słoni zabitych było przez kłusowników i miny. Dziś kłusownictwo dla pozyskania kości słoniowej nie jest już głównym zagrożeniem, niemniej jednak, handel kością słoniową nadal trwa.
Dane co do liczebności słoni zmieniają się co roku, w 2010 r. zginęło 200 słoni. W tym samym czasie dzikie słonie zabiły ok. 50 ludzi. Ten sam trend zauważany był na przestrzeni 3 ostatnich lat. Ofiary po obu stronach padają wskutek konfliktu dotyczącego upraw rolniczych, a więc pożywienia. Habitaty (biotop) zwierząt się kurczą, z głodu plądrują więc pola, a ludzie próbują bronić swoich upraw. Mówi się, iż populacja słoni na Sri Lance sięga ok. 5 900 osobników (dane z 2011).
Będąc na Sri Lance w 2009 roku, z moją przyjaciółką Ewą, pojechałyśmy do niezwykłego wręcz miejsca. To dla mnie najwspanialsze wspomnienie z tej podróży. Był to Sierociniec Słoni w Pinnawala, położony 13 km na północny–zachód od miasta Kegalle w prowincji Sabaragamuwa. Sierociniec założono w celu ochrony rannych i osieroconych słoni. Powstał w 1975 roku dzięki Lankijskiemu Departamentowi Ochrony Przyrody ( DWC ) na 10 hektarach ziemi, w sąsiedztwie rzeki Maha Oya. Dane z 2011 r. mówią o 88 znajdujących się tam słoniach (37 samców i 51 samic). Większość słoni jest zdrowych, ale jeden z nich jest ślepy, a drugi, o imieniu Sama, stracił przednią lewą nogę ze względu na minę.
Sierociniec jest udostępniony turystom, a pozyskane w ten sposób środki pozwalają utrzymać stado. Każdy dorosły słoń potrzebuje aż 76 kg świeżej, zielonej karmy dziennie! W sierocińcu turyści mogą uczestniczyć w karmieniu słoni, nawet mogą mieć sposobność, by nakarmić malucha butelką mleka. Niestety ja tego szczęścia nie zaznałam, może kiedyś, w przyszłości, kto wie..? (karmienie jest podobno o godz. 10:00 i 14:00). Dwa razy w ciągu dnia słonie są przyprowadzane nad rzekę w celu kąpieli. Odbywa się to o godzinie 09:15 i 16:15.
Do Pinnawala dojechałyśmy przed 16-tą, tak aby zdążyć przed popołudniową kąpielą moich ulubieńców. W kierunku rzeki Maha Oya, szło się pasażem wypełnionym sklepikami oferującymi turystom wszelkiego rodzaju pamiątki związane ze słoniami i nie tylko. Tuż nad rzeką zajęłyśmy strategiczne miejsce na tarasie widokowym restauracji. W oczekiwaniu na stado zamówiłyśmy oczywiście orzeźwiające lankijskie piwo Lion. O wyznaczonej godzinie usłyszałyśmy zbliżające się słonie. Uwierzcie mi, widok ok. 70 słoni w jednym miejscu robi oszałamiające wrażenie!
Widać było wyraźną radość słoni na widok wody. Najbardziej ochoczo biegły maluchy w towarzystwie swych matek.
Stado przyprowadzili opiekunowie słoni zwani tu mahud, choć bardziej znaną nazwą w Polsce jest kornak. Ubrani w szorty i zielone koszulki, „uzbrojeni” byli w harpuny na wypadek nieposłuszeństwa słoni.
No i zaczął się spektakl kąpieli i mycia słoni. Małe słoniki zachowywały się jak dzieci. Baraszkowały w wodzie, goniły się, nawet w zabawie podtapiały się nawzajem 😀 Słoniowe przedszkole. Na ten widok śmiałam się radośnie, po prostu coś pięknego!
Pod koniec kąpieli zeszłam z tarasu na dół, by zrobić pamiątkowe zdjęcia. Oczywiście opiekunowie musieli dostać za to pieniądze, ale to było dla mnie najmniej ważne. Uczucie stojących za plecami słoni – bezcenne. Na skórze istne ciary! Moje słoniki kochane! Ech…
Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Stado powoli wracało do stajni, a my z nimi. Jak na komendę wszystkie butiki opuściły rolety i okiennice, by chronić towar przed wszechobecnie unoszącym się tumanem kurzu, wydobywającym się spod nóg słoni.
Zgrabnie przebiegły jezdnię i zniknęły za bramami stajni. Przy drodze stały dość egzotyczne dla nas znaki drogowe, ostrzegające przed słoniami.
Wracając z tego niezwykłego spektaklu wstąpiłyśmy do ciekawego miejsca, zajmującego się dość niezwykłym recyklingiem. Była to firma Maximus pozyskująca papier z odchodów słoni, działająca od 1997 roku. Tak, tak, nie przesłyszeliście się! Przeczytałam, że wykorzystują oni do 2 ton łajna dziennie. Kupy słoni są zbierane i suszone. Następnie są one gotowane z naturalnym środkiem dezynfekującym – liśćmi rośliny leczniczej Margosa. Gnój jest mechanicznie ugniatany. Z 10 kg łajna produkuje się około 660 arkuszy papieru formatu A4. W sklepiku przy manufakturze można kupić wyroby z tego papieru: albumy, pocztówki, papeterie, torebki, kalendarze, notatniki itp. Cel jest szczytny, z jednej strony pokazuje możliwości recyklingu, z drugiej przyczynia się do propagowania ochrony zagrożonego gatunku. Lankijczycy to pionierzy w tej dziedzinie, dziś papier ten jest eksportowany do innych krajów. Klientami jest m.in. Australia, USA, Kanada, czy Japonia.
To były najpiękniejsze dwie godziny pobytu na Sri Lance. Jadąc tam musicie to zobaczyć!
thanks for very informative article ,
U welcome 🙂
To musiało być bajeczne doświadczenie! Oglądając zdjęcia i czytając artykuł uśmiechałam się mimowolnie więc na miejscu miałabym uśmich od ucha do ucha 🙂 zazdroszcze doświadczenia ze słoniami i życzę powtórki! 🙂
Dziękuję! Jestem przekonana, że to nie jest moje ostatnie spotkanie ze słoniami. W kolejnych wpisach postaram się opowiedzieć o safari i poszukiwaniu słoni żyjących na wolności oraz jeździe na słoniach w Indiach i na Sri Lance 🙂
Juz prawie zapomialam, jak tam bylo wspaniale. Dzieki.
Ależ proszę bardzo 🙂 Nie wiem, czy zauważyłaś, ale na jednym zdjęciu jesteś 🙂