Buddyjskie święta w większości związane są z kalendarzem księżycowym, tylko niektóre rocznice obchodzone są według kalendarza gregoriańskiego. Jedną z konsekwencji tego systemu jest fakt, że daty buddyjskich świąt są ruchome. Na całym świecie, a zwłaszcza na Sri Lance pełnia księżyca jest w buddyzmie bardzo ważna. Ze względu na jej znaczenie w życiu religijnym buddystów (stanowią oni tu około 70% społeczeństwa) wszystkie dni pełni księżyca tzw. poya (jest ich 12 w roku) zostały uznane przez rząd za dni świąteczne. Określenie „poya” w sanskrycie oznacza „szybki dzień.” W dniu tym zabronione jest spożywanie alkoholu i mięsa, a sklepy i instytucje państwowe są zamknięte.
Właśnie dziś na Sri Lance przypadają obchody święta „Unduvap Full Moon Poya Day”. W tym dniu świętuje się przybycie na Cejlon drzewa „Bodhi” (z syng. Bo). Cóż to takiego jest?
Otóż nie jest to taki zwyczajny figowiec jakby na pozór się wydawało. Jest to drzewo, pod którym Budda osiągnął oświecenie, i które od tamtej pory na tę pamiątkę jest nazywane drzewem oświecenia. Nazwa pochodzi od miejscowości Bodhgaya, gdzie nieopodal Sidhattha Gotama (przyszły Budda) prowadził praktyki ascetyczne. Kiedy one nie przynosiły oczekiwanego rezultatu, usiadł pod drzewem i pogrążył się w głębokiej medytacji. Na pamiątkę tego wydarzenia buddyści 8 grudnia świętują Dzień Bodhi.
Pierwsze informacje o drzewie pochodzą z księgi „Kalingabodhi Jataki”, zaś kolejne z księgi „Asokavadana”, która relacjonuje historię przejścia na buddyzm indyjskiego króla Aśoki (III wiek p.n.e.). Córka Aśoki, Sanghamitta, późniejsza buddyjska mniszka, wzięła ze sobą pęd drzewa Bodhi i zawiozła go na Sri Lankę. W tym czasie (rok 288 p.n.e.) na wyspie panował król Devanampiya Tissa (307-267 p.n.e). Zasadził on przywieziony dar w klasztorze Mahavihara w miejscowości Anuradhapura. Drzewo rośnie tam do dzisiaj. Jest ono nazywane Jaya Sri Maha Bodhi. To najstarsze drzewo na świecie z ciągłą dokumentacją.
Obecnie drzewo Bodhi jest jedną z najświętszych relikwii buddyjskich na Sri Lance. Nadal pełni bardzo ważną rolę w tradycjach buddyjskich, będąc przypomnieniem i inspiracją, symbolem pokoju, oświecenia oraz potencjalnych możliwości, które leżą w każdym z nas.
Drzewo okala kanał, mur, balustrady i taras. Elementy te zbudowali kolejno panujący na wyspie królowie w celu ochrony świętości. Drzewo przetrwało potężne burze, które nawiedziły to miejsce w roku 1907 i 1911, a nawet atak Tamilskich tygrysów w 1985, podczas którego zabito 146 Syngalezów.
Będąc na miejscu okazało się, że figowców jest znacznie więcej. Drzewa te były również duże i leciwe, dodatkowo ozdobione flagami modlitewnymi.
Wewnątrz mini świątyni modlili się pielgrzymi. Stała tam jedynie niewielka figurka Buddy i obowiązkowo kwiaty, w tym niebieski lotos, narodowy kwiat Sri Lanki i jednocześnie święty kwiat buddyzmu.
Tam też zawiązano mi na nadgarstku białą, sznurkową bransoletkę z węzełkami i ofiarowano wraz z błogosławieństwem. Do końca nie znałam znaczenia tego rytuału, ale jakoś tak podeszłam do tego zabobonnie i nosiłam ją non stop przez kilka miesięcy. Niedawno od znajomego Lankijczyka dowiedziałam się, że bransoletka ta nazywana jest „thatis” lub „pirith noola”. Jest to tzw. jak mi to powiedział „pirith”, co w języku syngaleskim oznacza ochronę. Nici zanurzane są przez buddystów w świętej wodzie i człowiek otrzymujący taką bransoletkę ma osobistą ochronę przed wszelkimi dolegliwościami.
Również w Anuradhapurze zwiedziłam świątynię zbudowaną przez króla Devanampiya Tissa o nazwie Isurumuniya. Wspominam o tym przy tej okazji, ponieważ wewnątrz, na ścianach świątyni widniały malowidła przedstawiające sceny z historii Sri Lanki. Na jednym z nich z fresków pokazany był moment sadzenia pędu drzewa Bodhi.
Od pobytu na Sri Lance minęły już przeszło cztery lata, a ja bransoletkę „pirith” zostawiłam na pamiątkę i nadal ją mam. Podobnie też było z czerwoną bransoletką z Indii, która miała podobną symbolikę. Może jest to mało racjonalne, a nawet powiedziałabym zabobonne, ale taka jest prawda 🙂 Jak już jesteśmy przy zabobonach, uważajcie, dziś pełnia, dzieją się niezwykłe rzeczy 😉
A Wy macie jakieś talizmany przywiezione z podróży? Jeśli tak, napiszcie koniecznie!
W związku z tym, że mało podrozuje to nie mialam okazji nic przywiezc o specjalnej mocy 🙂 ale za to zostawilam lisciki z prosbami w kilku kosciolach w Europie… Tez sie liczy? 🙂 pozdrawiam!
Pewnie! A nasza „Psiapsiółkowa” bransoletka? Był czas, gdy dostawałam istnej paniki jak zauważyłam, że zapomniałam ją założyć 😀
No dla mnie to nie było z wyjazdu… Tylko z premedytacją! Kochana Psiapiółko 🙂
Słusznie, faktycznie nie było to związane z podróżą, ale jakoś tak skojarzyło mi się z tematem 😉
Kolejne wzorowe opracowanie.Przejechałem w internecie materiał na omawiany temat i stwierdzam,że tutaj jest to zrobione najlepiej.
Nie mam takich zdolności -trochę zazdroszczę autorce.
Odczuwa się atmosferę wyciszenia,kontemplacji,poszukiwania prawdy i rozmowy z bogiem…..trochę inaczej jak w polskich kościołach.
Dziękuję!
Duma mnie rozpiera, ponieważ mówiąc szczerze, gdy zbierałam fakty do tego artykułu w internecie, nawet na stronach lankijskich informacji było niewiele.