Po wycieczkach dookoła wyspy, po zwiedzeniu wielu wspaniałych miejsc, zobaczeniu niezliczonych zabytków, po przeżyciu wielu atrakcji, warto zafundować sobie na Sri Lance choć kilka dni błogiego leniuchowania na plaży. Pamiętam, mnie przydało się to w dwójnasób po przeżyciach jakie zafundowała mi korporacja. Moje ciało dosłownie wołało: reset i relaks kobieto, reset! W Ahungalli, na południowo – zachodnim wybrzeżu wyspy warunki ku temu były wręcz znakomite. W lutym pogoda jak drut: 30 C i słońce, tylko słońce.
Hotel pięknie wyposażony, ze znakomitą kuchnią, o której to pisałam w innym artykule. Pokój na samym parterze z rozsuwanymi, szklanymi drzwiami prowadzącymi wprost na plażę. Raj na wyciągnięcie ręki. Tylko w nocy, przed zaśnięciem przychodziły na myśl czarne scenariusze i rozmyślania o turystach takich jak ja i moja przyjaciółka, którzy tu wypoczywali w 2004 roku, pamiętnego 26 grudnia. Fala tsunami sięgała w tym hotelu drugiego piętra… Brrr… Na szczęście tragedia ta jak do tej pory nie powtórzyła się.
Po jak zwykle cudownym śniadaniu czas na plażowanie. Nuda? A kto powiedział, że na lankijskiej plaży jest nudno? Zaraz przekonacie się sami.
A więc pora zająć strategiczne miejsce na plaży, ja wybierałam to w cieniu. Uwierzcie mi, że pod tą szerokością geograficzna nawet cień i wiatr opala. Do kraju wróciłam opalona jak wedlowska czekolada. Nawet do tej pory mam na skórze pamiątkę po Cejlonie 🙁 , tak więc warto stosować kremy do opalania z wysokimi faktorami ochronnymi. Na plaży porządku i bezpieczeństwa pilnowali hotelowi „bodygardzi”.
Na leżaczek warto zabrać coś do czytania. I tu niespodzianka. W hotelu znajdowała się biblioteka z książkami i czasopismami z całego świata. Turyści pozostawiają tu przeczytane książki i gazety, bo po co dźwigać je z powrotem do kraju. W związku z tym, że i Polaków tu nie brakuje znalazłam najnowsze miesięczniki typu „Zwierciadło”, czy „Twój Styl”. W życiu nie zdarzyło mi się przeczytać tego typu gazet „od deski do deski”, tego wyczynu bez najmniejszego trudu dokonałam na Sri Lance 😀
No dobrze powiecie, leżak i czytanie? A miało być interesująco… A było w istocie. Wystarczyło rozejrzeć się wokół.
Pierwszą atrakcją były grasujące po plaży wiewiórki. Zupełnie inne niż nasze polskie „Basie”. Mniej puszyste ogonki, pręgowane, ale równie piękne i zwinne. Takie zupełnie jak „chipmunki” z amerykańskiej kreskówki. Zwabione zapachem masła shea do opalania, podchodziły do człowieka naprawdę blisko.
Drugim charakterystycznym stworzeniem, dumnie kroczącym wielkimi susami była biała czapla. Czaple te idąc, śmiesznie wyginały szyje. Polowały na owady – pożyteczne ptaszki nad wyraz.
Pewnego razu jakoś mój leżak zaczął się dziwnie ruszać. Patrzę pod niego, a tu leży psina. Piękna łaciata, dobrze odżywiona na hotelowym wikcie. Schował się biedak pod leżakiem szukając odrobiny zacisznego miejsca i cienia.
Na plaży można też przeżyć chwile grozy. Pewnego dnia patrzę i oczom własnym nie wierzę! Po plaży w kierunku krzaków biegnie ogromny waran. Jeden z największych gatunków jaszczurek na świecie. Na Cejlonie występuje waran paskowany (Varanus salvator), którego długość wynosi do 2,5 m, a waga sięga do 30 kg. Warany naprawdę szybko biegają, a do tego świetnie pływają. „Badania wykazały, że w ślinie warana żyje ok. 50 różnych szczepów bakterii, rozwijających się dzięki resztkom mięsa pozostającym między zębami warana; sugerowano, że bakterie te przy ukąszeniu dostają się do krwi zaatakowanego zwierzęcia, powodując infekcję prowadzącą do śmierci ofiary” [Wikipedia]. Niektórzy naukowcy mówią też, że warany wytwarzają jad. Tak czy inaczej ukąszenie tego smoka jest bolesne i niebezpieczne.
No dobrze, uspokójmy się… a kojący nerwy jest tu szum Oceanu Indyjskiego. Cudowna woda koloru szafirowo- szmaragdowego, ozdobiona białymi grzywami fal. Cieplutka, nie to co Bałtyk…. ech. Warto jednak wiedzieć w jakim miejscu pływać. Są tu i plaże niebezpieczne, gdzie wielu ludzi zginęło w zdradliwych prądach wody i wielkich falach. Sama na własne oczy widziałam akcję ratunkową, tym razem zakończoną sukcesem.
I znowu zrobiło się groźnie! A mówiłam, że nudy nie będzie? Okay relaksujmy się dalej. Nasze emocje uspokoi szum drzew. Gdy spojrzymy wokół na pewno zobaczymy smukłe i wysokie palmy kokosowe. To jeden z symboli Sri Lanki. Tu z palmy robi się dosłownie wszystko. Zawsze zastanawiało mnie jak Lankijczycy opanowali trudną sztukę wspinania się na te drzewa. Na bosaka w 5 sekund dostają się do korony palmy, niepojęte!
Ufff jak gorąco! Czas na kąpiel w basenie, a przy każdym z hoteli jest ich nie mało. Mmm…jak przyjemnie. A teraz lunch, po prostu bosko!
Wracamy na leżaczek, a i tu możemy zjeść, tym razem owocowy deser. Za kilka rupii proponowane są ananasy, melony, czy papaje.
A propos handlu na plaży, to nie koniec oferty. W odpowiedniej odległości od hotelowej plaży stoją kobiety oferujące turystom różne tekstylia, najczęściej są to różnego rodzaju parea. Lankijki potrafią zawiązać je na kobiecym ciele na dosłownie sto sposobów.
Jeżeli choć raz podniesiesz wzrok w ich kierunku, a na dodatek nie daj Boże odpowiesz na ich nawoływania – jużeś turysto stracony! Handlary będą tak długo prosić Cię i namawiać byś podszedł, aż to w końcu zrobisz.
Techniki sprzedaży bezpośredniej mają opanowane w jednym, małym paluszku.
– Madame, Madame..! Only look! Please only look!
– Which color?!
– Which color Madame?!
– Blue? Blue color?
– Not blue? Maybe pink? No??? White?
– Nooo? Oh! I know! You like black! Black will be the best for you!
… I tak bez końca. Kupiłam takie pareo, wygląda jak końcówka kuponu sari. Całkiem ładne.
Jak już ma się dosyć leżenia, zawsze można pospacerować wzdłuż plaży i np. zbierać muszle. W tzw. międzyczasie można też zafundować sobie ajurwedyjski, relaksujący, wonny masaż 🙂
Co Wy na to? Lato w środku polskiej zimy? Ja jestem zawsze „ZA”!!! A Wy?
Ja też, jestem za!!!
Ło Matko! cudowwnie…
a mi z nosa kapie nasz polski styczeń 🙁
Ile bym dała aby tam być!!!
Ja rozmarzyłam się na maxa… Zdrówka życzę!
very nice photographs mag…loved it
Thank you Milan 🙂
cytat dotyczy waranów z komodo,na szczęście 😉
dziękuję za uwagę 🙂