Walentynki – idealny dzień, by napisać o miłości na subkontynencie, zwłaszcza w kontekście Indii.
Chyba nie ma w Polsce osoby, która nie wiedziałaby, że Kamasutra wywodzi się z Indii. Oczywiście przede wszystkim słowo to kojarzy się ze sztuką kochania i wymyślnymi pozycjami seksualnymi. Warto jednak przypomnieć, że jest to indyjski traktat napisany w sanskrycie przez Watsjajana. Wiadomo tylko, ze autor był braminem i żył pomiędzy I a VI w. n.e. Skąd taka nazwa? Otóż kama to pragnienie, pożądanie, rozkosz, namiętność, zaś sutra oznacza nić lub tekst wyjaśniający zastosowanie jakiejś wiedzy, czy filozofii. Sutry odpowiadały na pytanie „jak?”. Tak więc Kamasutra to filozoficzny traktat o technikach wzbudzania i rozładowania pożądania, czyli kamy. Znajdziemy tu 64 pozycje splotów i uścisków ciała, pozwalających osiągnąć najwyższe zadowolenie. Jest tu omawianych osiem tematów: uścisk, pocałunek, pieszczoty palcami i drapanie paznokciami, gryzienie, odpoczynek, krzyki i westchnienia, odwrócenie ról męskiej i kobiecej oraz pieszczoty ustne, a każdy z rozdziałów opowiada o ośmiu różnych sposobach uzyskania przyjemności. Mówi się tu dobitnie o zaspakajaniu potrzeb kobiety, o konieczności dania jej rozkoszy, by seks obojga kochanków był udany. Chwalebne 🙂
Rozkosz seksualna zawsze była w Indiach najwyższą ze wszystkich dozwolonych przyjemności. Erotyzm był obecny na każdym kroku, chociażby w postaci rzeźb i malowideł. Niegdyś w każdym domu istniały miłosne komnaty i erotyczne freski, niejednokrotnie nawet eksponowane na zewnętrznych ścianach budynków. Niestety dziś zobaczycie już nieliczne, ponieważ początkowo niszczyła je przybyła do Indii dynastia Mogołów, a potem dzieła tego dokończyli purytańscy Brytyjczycy.
Najsłynniejszymi budowlami w Indiach, emanującymi erotyzmem są świątynie w Kadżuraho. Niegdyś było to osiemdziesiąt pięć świątyń na obszarze o powierzchni 21 km2, wzniesionych między IX a XII w. przez władców z dynastii Ćandelów. Dziś zachowało się jedynie dwadzieścia parę budowli. Archeolog brytyjski w 1864 roku pisał o 872 rzeźbach, z czego 646 na ścianach zewnętrznych. Większość z nich miała charakter erotyczny. Niejednokrotnie w centralnych częściach świątynnych ścian można znaleźć boskich małżonków, takich jak Wisznu i Lakszmi, Śiwę i Parwati, Krisznę i Radhę w miłosnych uściskach. Podobno konfiguracje erotyczne są tu wszelakie, piszę podobno, bo mnie nie było dane osobiście tam być, tak więc informacje te napisałam są na podstawie tego co przeczytałam i zobaczyłam na zdjęciach m.in. mojego Tatki… he, he 😀 (Kadżuraho odwiedziłam w marcu 2015 r.)
Jak turysta dobrze przyjrzy się innym świątyniom, a właściwie to nie tylko świątyniom, również bez problemu znajdzie erotykę. Mam tu na myśli chociażby symbol joni-linga. Cóż to takiego jest? Otóż linga to symbol fallusa, a w zasadzie tzw. Bytu Najwyższego. Najstarsze doniesienia mówią o Pierwotnym Kosmicznym Jaju, z którego powstaje cały wszechświat i wszystkie stworzenia. Jest to energia męska, przedstawiana w fazie erekcji. Joni zaś to żeński narząd płciowy, ale jak się zapewne domyślacie nie tylko. Ma też znaczenie religijno-duchowe, jako symbol bogini Dewi, źródło życia i całego wszechświata. Linga osadzony na joni jest w Indiach znakiem wszechobecnym i w różny sposób oddaje się mu cześć poprzez np. okadzanie kadzidłami, polewanie mlekiem, posypywanie cynobrowym proszkiem, ryżem lub płatkami kwiatów.
Wspomniałam, że panująca w Indiach w XVI – XVIII w. muzułmańska dynastia Wielkich Mogołów tępiła tu symbole erotyzmu, ale to właśnie dzieło jednego z tych władców stało się najsłynniejszym symbolem miłości małżeńskiej w Indiach. Mam tu na myśli oczywiście Taj Mahal w Agrze. Mowa tu o cesarzu Szahdżahanie i jego żonie Mumtaz, która nieoczekiwanie zmarła w połogu. Po jej śmierci władca zbudował najpiękniejszy grobowiec świata. Jest to piękna opowieść i jeśli czas Wam pozwoli polecam zagłębić się w tę historię dokładniej. Zdaję sobie sprawę, że grobowiec dla muzułmanów jest miejscem sacrum, a dla Hindusów symbolem ucisku ich przez najeźdźców, ale dla Europejczyków to nadal piękny pomnik miłości mężczyzny do kobiety. Wiem, że dla wielu z Was będzie to banał, ale dla mnie zobaczenie na własne oczy tej budowli było największym marzeniem mojego podróżniczego życia. Przybyłam, dotknęłam, potęga marzeń zwyciężyła.
No dobrze, a co współcześnie jest z tą miłością i erotyzmem w Indiach? To kraj gdzie nadal w przeważającej większości małżeństwa są aranżowane. Mnie osobiście, powiem szczerze, trudno zrozumieć ten zwyczaj panujący u nas przed wiekami, natomiast jak rozmawiam z Hindusami, czy Pakistańczykami są oni z tego powodu całkiem zadowoleni i dziwią się, że ja pojąć tego nie mogę. Wg nich ważniejsze jest odpowiednie dopasowanie wykształcenia, statusu społecznego, zainteresowań, majątku itp. niż miłość, która i tak jak to mówią, przyjdzie z czasem. Może i mają rację? W końcu ja w tych sprawach ekspertem z pewnością nie jestem 😀
Kobiety subkontynentu wyglądają bardzo pięknie i ponętnie. Lśniące włosy, piękne oczy, ubrane jak kolorowe motyle. Hinduski dodatkowo eksponują swe jędrne brzuchy, jedynie lekko przysłaniając je fragmentem sari. Idąc kołyszą biodrami i pobrzękują bransoletami. Panowie mniej atrakcyjni, ale każdy z nich w ich opinii (zwłaszcza w sieci) to Casanova 😉 Być może ta kochliwość wynika też z filmów jakie od dzieciństwa oglądają. Większość produkcji Bollywood to ckliwe romanse. Jeszcze do niedawna cenzura obyczajowa w indyjskich filmach była bardzo ostra. Szczytem erotyzmu były sceny z udziałem aktorów ociekających strumieniami ulewnego deszczu. Jak już, już para zakochanych miała się pocałować nagle przed kamerą przejeżdżał pędzący autobus, czy pociąg i następował nagły zwrot akcji. Hahahha… Obecnie filmy Bollywood są bardziej postępowe i można zobaczyć tu gorące sceny miłosne, ale nadal nie takie śmiałe jak na Zachodzie. Cenzorzy nadal dbają o moralność widzów.
Będąc w Indiach ostatnim razem miałam okazję zobaczyć jak wyglądają Walentynki w Mumbaiu. Jak się domyślacie i tam przyjęło się to amerykańskie święto. Nie zawsze przebiegało ono spokojnie. Przeciwnikami są hinduscy radykaliści, zwłaszcza nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa. Media nagłaśniały działania tych „aniołów moralności”, sama osobiście takich bojówek nie widziałam. Cały Mumbai tonął w serduszkach i balonikach.
Dorożki tego wieczoru były ozdobione w wyjątkowy sposób czekając na zakochanych.
W parkach można było zobaczyć zakochane pary głęboko patrzące sobie w oczy. Podobno takie randki w miejscach publicznych są bardziej dozwolone, niż te intymne w domowym zaciszu. Podobnie sprawa ma się na pobliskiej Sri Lance.
Na zakończenie warto wspomnieć o miłosnym menu subkontynentu. Tutejsze potrawy bogate są w afrodyzjaki. Bakłażany, karczochy, owoce morza, daktyle, figi, imbir, cynamon, gałka muszkatołowa, chili, kardamon, wanilia i czekolada… Mmmm… Orgazm kulinarny! 😉
Jak Wam się podoba ten erotyczny zakątek świata?
All you need is love, love. Love is all you need.
Temat bardzo na czasie.Interesujące spojrzenie na reguły miłości.Ważne,że ludzie się kochają a gdzie i jak , nie ma większego znaczenia.Nauka i praca nad sobą w życiu człowieka prowadzą do doskonałości ,również w kategorii EROTYKA.Może za dużo u nas pruderii….?
Niech żyje miłość !!!!
Niech żyje! 😀
Bardzo pouczający artykuł 🙂
A ja się jednak przyczepie wszechobecnej opinii jakoby Walentynki były amerykańskim świętem… (Wymysł obrzydliwych kapitalistów… 😉 )
Poniżej cytat ze strony http://www.polki.pl
Walentynki mają swoje głębokie korzenie (zresztą jak wszystkie obchodzone przez nas święta) jeszcze w czasach pogańskich. W starożytnym Rzymie 14 lutego był wigilią Luperkaliów – świąt ku czci Fauna – bożka płodności, opiekuna trzód i zbiorów. Tego też dnia urządzano huczne zabawy, którym towarzyszyły liczne obrzędy. Podczas jednego z nich młodzi mężczyźni losowali panny, które były ich partnerkami na czas uroczystości. Losowanie polegało na tym, że dziewczyny wrzucały swe imiona do skrzynki, a następnie chłopcy spośród nich, z zamkniętymi oczami, wybierali sobie imię towarzyszki zabaw.
Według dawnych przekazów, dziewczyny oprócz imion zamieszczały też krótkie wiadomości miłosne. Obchody tego święta odeszłyby w zapomnienie po upadku Cesarstwa Rzymskiego, gdyby nie chrześcijaństwo, które już we wczesnym średniowieczu powoli zaczęło wypierać pogańskie zwyczaje. Ponieważ chrześcijaństwo było religią bardzo młodą, budowaną od podstaw na fundamentach pogańskich, spotkało się ono z niemałym oporem.
Jak wiadomo, nowemu porządkowi niezmiernie trudno przychodziło wykorzenianie znanych i kultywowanych od setek lat tradycji i zwyczajów, dlatego też zwierzchnicy kościoła zdecydowali zrobić w przypadku tego święta to, co robili z innymi ważnymi dla lokalnych kultur świętami. Wigilii Luperkaliów nadano chrześcijańską interpretację i ustanowiono je świętem, ale nie ku czci pogańskiego bożka, lecz zasługującego na to świętego – Walentego.
To by było na tyle… 🙂
Słusznie! Piękny wpis, dziękuję 🙂
Dodałabym jeszcze, że w nieopodal mnie jest piękne miasto Chełmno, w którym są relikwie św. Walentego. Warto to miasto odwiedzić, zwłaszcza 14 lutego.
Myślę, że warto tez dodać, że my Słowianie ( 😀 ) mamy przecież Noc Kupały, najkrótszą noc w roku, która jest takim odpowiednikiem Walentynek.
A tak w ogóle: amerykańskie, czy nie, jeśli ktoś ma z tego powodu radość i uciechę – niech celebruje! Przecież każdy dowód sympatii, czy miłości to bardzo pozytywna rzecz.
:)))
Fajny artykuł, zupełnie inny niż wszechobecny walentynkowy plastik.
Z fragmentów filmu wynika, że liczy się… szyja!!! 😉 Jak mój Eros się zmaterializuje, też mu taki giętki kark podsunę – wszak trzeba uczyć się od mistrzów! 😀 /i tym razem hahaha/ Do tego wszystkiego kuszący koniec artykułu – kulinarny orgazm, mmmhm no jeszcze trochę i zechcę te Indie odwiedzić!
a póki co – europejska rzeczywistość – i pies lejący na puste, zlodowaciałe serce… 😉
Zdecydowanie wolę noc Kupały, wówczas jest ciepło i czasami spędzam ją w bardzo miłym Towarzystwie! 😉 😉 🙂
Hahaha… Szyja fajne miejsce 😉 Indie też 🙂
Za ten komentarz a propos psa to normalnie Kocham Cię 😀
Do następnej Świętojańskiej Nocy, obecność juz obowiązkowa!
hmmm nice….
Thank you