Articles

Perły architektury islamu

Meczet Rani Sipri © Magdalena Brzezińska

Meczet Rani Sipri

Ahmedabad.
Skąd pochodzi nazwa tego miasta? Było ono nazwane na cześć sułtana Ahmeda Shaha I w 1411 roku, kiedy to zostało stolicą Sułtanatu Gujarat. Podczas sułtanatu oraz panowania mogolskiego powstały tu prawdziwe perły architektury islamu.

Spacer fotograficzny PhotoPhilics

na zdjęciu autorka bloga, dzięki uprzejmości Milana Barada W Ahmedabadzie przygotowano dla mnie miłą niespodziankę. Zostałam zaproszona do udziału w spacerze fotograficznym śladami najpiękniejszych zabytków i miejsc światowego dziedzictwa Indii. Na początku bardzo sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu, ponieważ wcześniej brałam udział w całodniowej, zorganizowanej przez lokalne biuro podróży wycieczce po Ahmedabadzie. Zupełnie niesłuszne były moje obawy, że będzie nudno. Poza jednym punktem programu nic się nie powtórzyło. Pamiętam swoje pierwsze wrażenie na temat Ahmedabadu, tuż po przylocie do tego miasta. Szczerze? Miasto wydawało mi się dość paskudne. Brudne, zatłoczone, generalnie nieciekawe. Po wycieczce i spacerze fotograficznym zmieniłam swoje zdanie diametralnie. Ahmedabad to miasto z bogatą historią i wieloma miejscami atrakcyjnymi pod względem turystycznym. Jest to piąta co do wielkości aglomeracja w Indiach, wg Forbesa znajduje się na trzecim miejscu najszybciej rozwijających się miast tej dekady. Historia Ahmedabadu sięga XI w n.e., ale swój rozkwit przeżył w XV-XVII w.

Ale jazda – cz.2

xxDSC_1005Dla przypomnienia rzecz się działa w autobusie z Pushkaru do Jodhpuru (odc. 1 z dn. 23.11.2014 r.). Ruszyliśmy. Autobus powoli mijał znane mi miejsca w Pushkarze. Trochę żal było opuszczać to miasto. Tyle tu się działo pięknych rzeczy… Pocieszała mnie myśl, że za to przede mną Niebieskie Miasto, które tak bardzo chciałam zobaczyć. Opuściliśmy granice miasta, no i zaczęło się! Autobus wjechał na polne bezdroża. Jezu drogi, jak trzęsło! Tego nie da się opisać. Dzieci w autobusie zaczęły płakać. Okna uchylone, bo pojazd wypchany był po brzegi. Całą podróż wiatr smagał mi twarz i targał włosy. Od czasu do czasu udawało mi się lekko przymknąć okno, które po chwili i tak sama otwierałam. Przede mną siedział Hindus (wiem, wiem powinnam mówić Indus, ale jakoś mi to nie pasuje), wyglądem nieco odbiegał od pozostałego towarzystwa. W szybie widział moją beznadziejną minę i od czasu do czasu posyłał mi do tej samej szyby uśmiech. Widząc z jak małą prędkością poruszał się pojazd, zapytałam chłopaka, czy aby na pewno dojedziemy do Jodhpuru po 6,5 godzinach. Usłyszałam odpowiedź twierdzącą. Miałam nadzieję, że mówi prawdę, bo nawet i to byłoby za wiele. Przy takich wertepach jak w banku będę mieć chorobę lokomocyjną. To, po czym jechał autobus ciężko było nazwać drogą. To była jakaś ścieżka pomiędzy polami. Zatrzymywaliśmy się w każdej najmniejszej wiosce. Ludzie bez przerwy dosiadali się. Pomocnik kierowcy kiedy już wpuścił kolejnych pasażerów, robił rundkę po autobusie i zbierał pieniądze za przejazd. Nie mam pojęcia dlaczego tego nie czynił przy wejściu. Robiło się coraz bardziej gorąco. Mój radżasthański dziadek wysiadł bez słowa, a na jego miejsce usiadła zawoalowana, chuda kobieta.

Ale jazda – cz.1

Tym razem dwa indyjskie stany Rajasthan i Gujarat przemierzałam jeżdżąc autobusami, bądź samochodami. Pociągi widziałam jedynie z daleka, choć to bardzo wygodny tutaj środek lokomocji. Lot samolotem zaliczyłam z Mumbaiu do Ahmedabadu, polecam. Szybko, miło i tanio, jeśli odpowiednio wcześnie kupi się bilet. Tuż po przylocie z Polski zaznałam jedynie kilka godzin błogiego snu, w końcu w łóżku, ale już o 4 rano lokalnego czasu wyruszyłam w towarzystwie dziewięciorga Hindusów do Pushkaru. Jechaliśmy dwoma fajnymi autkami, non stop przy dźwiękach indyjskich szlagierów. Nawet przez pewną część drogi udało mi się zaprezentować polskie przeboje, ale zgodnie z powiedzeniem: „lubimy tylko te piosenki, które już znamy”, nie wzbudzały one tyle emocji w moich towarzyszach podroży, co indyjskie melodie. Nad naszym bezpieczeństwem czuwał stojący na kokpicie Ganesh i bimbający pod środkowym lusterkiem bóg Hanuman.

Ganesha na kokpicie samochodu. Ahmedabad, India 2014 © Magdalena Brzezińska

Ganesha na kokpicie samochodu. Ahmedabad, Indie 2014 © Magdalena Brzezińska

Amber – pałac 1001 luster

Lustrzany sufit w Pałacu Luster © Magdalena Brzezińska

Strasznie zaniedbałam swój blog… ostatni wpis dawno temu, za co wiernych czytelników bardzo przepraszam. Czas najwyższy na nową publikację. Dziś pokażę Wam kolejne historyczne miejsce w Indiach – Fort Amber (inna funkcjonująca nazwa to Fort Amer). Jest to kompleks budowli obronnych i pałacowych, położony kilkanaście kilometrów od Jaipuru w indyjskim Rajasthanie. Miejsce to ma swoją długą i piękną historię. Miasto Amber datuje swój początek na X w., zaś fort rozpoczęto budować pod koniec XVI wieku. Władał nim jeden z najbogatszych rodów na subkontynencie, klan Kachwaha, wywodzący się, według legendy, od słońca. Miejsce to rozbudowywano sukcesywnie przez 150 lat, aż do przeniesienia nowej stolicy radźpuckiego państwa i siedziby maharadży Jai Singha II do Jaipuru w 1727 r.

Indyjskie haweli

Haweli (haveli), cóż oznacza ta tajemnicza nazwa? Są to niesamowicie piękne budynki, będące prywatnymi rezydencjami dawnej arystokracji i majętnych kupców. Określenie haweli ma swoje źródło w języku perskim i oznacza „zamknięte miejsce”. Rezydencje te można podziwiać w Pakistanie (Lahore, Multan, Peszawar) i północnych Indiach. Te w Radżastanie (region Shekhawati ) są jednymi z najpiękniejszych i urodą swą przyciągają rzesze turystów.

Haweli, Mandawa, Indie © 2007 Magdalena Brzezińska

Haweli, Mandawa, Indie © 2007 Magdalena Brzezińska

Buddyjskie jaskinie – Ajanta

Tydzień temu pokazałam Wam na blogu Ellorę, toteż nie może zabraknąć pobliskiej Ajanty.

Ajanta (Adźanta) to miejsce w indyjskim stanie Maharasztra,  w którym to znajduje się około 30 jaskiń z unikatowymi malowidłami o tematyce buddyjskiej. Groty powstały między II w p.n.e., a VII w n.e. Cztery z nich to miejsca kultu (ćajtje), pozostałe to zabudowania klasztorne (wihary). Podobnie jak Ellora kompleks ten znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

7a

Jaskinie Ajanty, Indie 2010 © Magdalena Brzezińska

Love, love, love…

Walentynki – idealny dzień, by napisać o miłości na subkontynencie, zwłaszcza w kontekście Indii.

429066_2489859105772_15529975_n

Chyba nie ma w Polsce osoby, która nie wiedziałaby, że Kamasutra wywodzi się z Indii. Oczywiście przede wszystkim słowo to kojarzy się ze sztuką kochania i wymyślnymi pozycjami seksualnymi. Warto jednak przypomnieć, że jest to indyjski traktat napisany w sanskrycie przez Watsjajana.  Wiadomo tylko, ze autor był braminem i żył pomiędzy I a VI w. n.e. Skąd taka nazwa? Otóż kama to pragnienie, pożądanie, rozkosz, namiętność, zaś sutra oznacza nić lub tekst wyjaśniający zastosowanie jakiejś wiedzy, czy filozofii. Sutry odpowiadały na pytanie „jak?”. Tak więc Kamasutra to filozoficzny traktat o technikach wzbudzania i rozładowania pożądania, czyli kamy. Znajdziemy tu 64 pozycje splotów i uścisków ciała, pozwalających osiągnąć najwyższe zadowolenie. Jest tu omawianych osiem tematów: uścisk, pocałunek, pieszczoty palcami i drapanie paznokciami, gryzienie, odpoczynek, krzyki i westchnienia, odwrócenie ról męskiej i kobiecej oraz pieszczoty ustne, a każdy z rozdziałów opowiada o ośmiu różnych sposobach uzyskania przyjemności. Mówi się tu dobitnie o zaspakajaniu potrzeb kobiety, o  konieczności dania jej rozkoszy, by seks obojga kochanków był udany. Chwalebne 🙂

Czysty absurd

0 New Delhi, Indie, 30, 2012-10-30, Kevin Frayer Associated PressDoskonale zdaję sobie sprawę, że ten temat może być przysłowiowym kijem włożonym w mrowisko, ale co tam, nikt nie powiedział, że ma tu być wyłącznie słodko, gładko i różowo. W końcu w podtytule bloga podkreślam mój subiektywizm.

Szlag mnie jasny trafia jak słyszę określenia naszych kochanych rodaków na temat Hindusów (i nie tylko) pt.: „brudasy”. Oby Polacy byli tylko tak czyści jak oni! Tymczasem wystarczy latem wsiąść do środków komunikacji miejskiej w Polsce – bleee… A miejsce takie jak szpital, czy przychodnia, gdzie każdy kto ma choć trochę wstydu wie, że wypadałoby się umyć przed badaniem lekarskim?  Ależ gdzie tam! Przez kilkanaście lat odwiedzając w pracy tego typu przybytki, nawąchałam się niejednego, a mówiąc prosto z mostu – smrodu. Zanim zaczniemy oceniać inne narody warto poprawić braki w tej dziedzinie na własnym „podwórku”.

Energetyczny blackout

Load-Shedding-and-WAPDA-Funny-Jokes-Operation-theatres-in-Pakistan-in-near-futureduring-load-shedding-Funny-Load-shedding-and-Electricity-Bijli-JokesZ poprzednich moich postów Pakistan i Indie jawią się jako krainy mlekiem i miodem płynące. Oczywiście jest to tylko jedna strona medalu. Jak każdy kraj, tak i te mają swoje problemy i bolączki trapiące obywateli. Nadszedł grudzień, dni coraz krótsze, a więc tym razem podejmę „mroczny” temat. Taką ciemną (nomen omen) stroną subkontynentu jest poważny kryzys energetyczny.

Co to dokładnie oznacza doświadczyłam na własnej skórze będąc w Indiach, a zwłaszcza w tym roku w Pakistanie. Kiedy w Polsce zabraknie nam prądu przez godzinę lub dwie jesteśmy już nieszczęśliwi i dopiero wtedy uświadamiamy sobie jak jest to wielkie uzależnienie od energii elektrycznej. Nie wspominając o oświetleniu, wokół nas aż roi się od sprzętów elektrycznych i elektronicznych. Są domy, w których bez prądu nie ma nawet jak ugotować sobie wody na szklankę herbaty. Taka prawda. A teraz wyobraźcie sobie codzienne życie, w którym  przerwy w dostawie prądu mogą trwać 6-8 godzin na dobę!  Wyłączenia prądu są już teraz codziennością, z którą mieszkańcy Pakistanu i Indii muszą się zmagać non stop.